W sierpniu zeszłego roku postanowiliśmy znaleźć kilka osób, które zadawały sobie to pytanie. W ciągu kilku dni na nasze ogłoszenie o poszukiwaniu uczniów opowiedziało prawie sto osób! Z wszystkimi się spotkaliśmy i pogadaliśmy, a kilkanastu kandydatów zaprosiliśmy na mały obóz przetrwania. Szukaliśmy osób gotowych wywrócić swoje życie do góry nogami.
Szukaliśmy osób, które przez wiele miesięcy poświęcą się bez reszty nauce pięknego rzemiosła jakim jest klasyczne fryzjerstwo męskie. Takich, z którymi chętnie będziemy spędzać 6 dni w tygodniu. Chłopaków, którzy zrozumieją jak ważna jest dla naszych klientów jakość usług. Którzy będą strzyc, trymować i golić aż do momentu, w którym klient nie może już lepiej wyglądać (są granice, Panowie, chirurgami plastycznymi nie jesteśmy 😉 ). Jednym słowem takich, którzy rozumieją, że ma być JAKOŚĆ, a nie JAKOŚ! Jesteśmy jedną drużyną, dlatego staraliśmy się znaleźć uczniów, koleżeńskich, pomocnych i takich, których ego nie stanie na drodze rozwoju.
Pierwotnie planowaliśmy przyjąć 1-2 uczniów ale ostatecznie na placu boju pozostało aż 4 zawodników. I tak Miami, Emil, Thai i Sontek rozpoczęli swoją przygodę pod tytułem „Jak zostałem chłopakiem z Ferajny”. Wykorzystując nasze wieloletnie doświadczenie w szkoleniach barberskich, wspólnymi siłami nauczyliśmy ich zawodu. Zaczęliśmy od absolutnych podstaw jakimi są sprawy higieny, czystości, dezynfekcji i bezpieczeństwa pracy. Pokazaliśmy właściwą postawę za fotelem i nauczyliśmy jak dbać o najważniejsze narzędzie pracy czyli nasze ciało. Ćwiczyli jak używać i dbać o sprzęt, żeby mogli wykonywać jak najlepsze usługi. Poznawali pomady, woski, glinki, pasty, olejki, balsamy szampony, kremy do golenia i po goleniu, tak by móc nie tylko użyć odpowiednich w czasie usługi, ale też pomóc klientowi w zakupach i doradzić jak mają dbać o siebie w domu. Opowiadaliśmy im o historii tego pięknego zawodu (Tu wielką pomocą była książka Adama Szulca „Fryzjer Męski”, którą możecie poczytać u nas czekając na usługę).
W końcu byli gotowi, żeby zacząć uczyć się strzyc włosy. Najpierw na główkach treningowych, później na kolegach (żadnego przy okazji nie stracili), a w końcu także i na naszych klientach. Dzień w dzień, po 9 albo więcej godzin, 6 dni w tygodniu doskonalili swój warsztat. W tym czasie odwiedziło nas wielu barberów z zaprzyjaźnionych miejscówek z całej Polski. Serdecznie dziękujemy im wszystkim za rady jakich udzielali naszym uczniom. Emil, Miami, Thai i Sontek jeździli też z nami na targi fryzjerskie. Uczestniczyli na nich w pokazach i szkoleniach, które organizowaliśmy z naszą Akademią Barberską Stara Ferajna i bacznie obserwowali, co prezentowali koledzy po fachu. W listopadzie przepracowali 3 dni pod okiem naszego brytyjskiego przyjaciela Pirate Paulusa, który spędził kilka lat w kultowym Schorem z Rotterdamu, a obecnie otwiera swój własny zakład w Birmingham.
Nawet kiedy na koniec dnia wszystkie włosy są zamiecione, a narzędzia wyczyszczone, nasi podopieczni nie przestawali myśleć o barberingu. Siadaliśmy przy piwku czy whiskey. Dzieliśmy się małymi sukcesami i pocieszaliśmy jeśli coś się nie udało. Wspólnie oglądaliśmy strzyżenia i tutoriale na naszych ulubionych profilach. Jest rzeczą zupełnie normalną, że nawet późnym wieczorem wysyłaliśmy sobie różne rzeczy, które nas zainspirowały (no dobra, zdjęcia kotków też). Jak to mówi przysłowie – „Potrzeba całej wioski, żeby wychować dziecko”. W naszym przypadku potrzeba całej Ferajny, żeby wychować barbera. Od każdego w ekipie czegoś się nauczyli, coś podpatrzyli (a czasami dawaliśmy im przykład czego nie należy robić ;)). Największą rolę w ich edukacji odegrali najpierw Denis, a później Piotrek, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni.
Miami, Emil, Thai i Sontek w końcu dotarli na metę, ale każdy startował z trochę innego miejsca i miał do pokonania inne przeszkody.
Miami, tak jak sugeruje to jego ksywka, przyjechał do nas z gorącego… Wrocławia, gdzie w jednym z barbershopów stawiał pierwsze kroki. Wpadł tylko pogadać o możliwościach nauki u nas, a został od razu na kilka dni, po których podjął decyzję o przeprowadzce do Warszawy. Miami to pomadowy świr, który każdy dzień zaczyna od nienagannego ułożenia swojej bujnej czupryny. Z taką samą pieczołowitością i skupieniem zajmuje się klientami. Było mu dość łatwo opanować manualną część nauki, dzięki sprawnym palcom, wyćwiczonym przez lata gry na basie i nauce we wrocławskiej szkole jazzowej. Trudniej mu było przezwyciężyć wrodzoną niechęć do słuchania dobrych rad, ale w końcu każdy typ niepokorny wymięka (szczególnie na widok pomocy naukowej w postaci bejsbola).
Miami zabija śmiechem i absurdalnym poczuciem humoru (sprawdźcie przygody węża Jassskiera na jego instastory), także będziecie się dobrze bawić u niego na fotelu.Thai to rodowity warszawiak o wietnamsko-angielskich korzeniach. W uszach, ma tunele przez które przecisnąłby się nieduży samolot. Dowiecie się od niego gdzie grają dobry metal i dają zjeść wegańskie PHO. Przez rok obserwowaliśmy jak własnymi siłami uczy się fachu. Kilkukrotnie próbował dostać się do Ferajny, kiedy powiększaliśmy załogę. W końcu doceniliśmy jego upór i sami wzięliśmy się za jego edukację. Thai z jednej strony miał łatwiej, ze względu na spore doświadczenie, ale z drugiej strony, musieliśmy wspólnymi siłami wykorzenić u niego złe nawyki. Zaimponował nam tempem w jakim chłonął wiedzę i codziennym poświęceniem. Jego dawni klienci, którymi zajmował się przed Ferajną, są naprawdę zaskoczeni, kiedy teraz wstają od niego z fotela. Słyszeliśmy już, nawet, że jest Jackie Chanem polskiego barberingu ;). Jednym słowem, teraz Thai tnie same sztosy!
Emil to kolejny chłopak, który zaraził się wirusem barberingu siedząc u nas na fotelu. Choroba okazała się na tyle poważna, że nie mieliśmy wyjścia i nauczyliśmy go fryzjerstwa męskiego od podstaw. Emil jest sumienny, dokładny i uważnie słucha klientów. Nie widzi problemów, tylko rozwiązania. Zanim skończy usługę, upewnia się, że zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby klient stał się najlepszą wersją samego siebie. Od lat jest częstym gościem na siłowni. Treningi wyrobiły w nim systematyczność. W ciągu wielu miesięcy nauki w Ferajnie doskonale rozumiał, że nic nie dzieje się z dnia na dzień, a prawdziwy postęp bierze się z powtarzania setki i tysiące razy tych samych czynności. Równym tempem i w skupieniu dążył do obranego celu. Teraz dostał własny fotel w Ferajnie.
Emil ogarnia nie tylko klasykę ale i styl uliczny. W jego fryzurach możesz wyglądać jak gość z Peaky Blinders albo sztywniutki warszawski cwaniak, wybór należy do Ciebie.Sontek latami przychodził do nas kupić pomadę i przez ten czas zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. W końcu, któregoś razu przyznał nam się, że marzy o zostaniu barberem. Miał nawet od dawna swój sprzęt i obcinał kumpli, którzy chcieli mieć rock’n’rollowe czy punkowe fryzury. Namówiliśmy go, żeby rzucił dotychczasową robotę i postawił wszystko na jedną kartę. A on nas posłuchał, nie wiedząc w co się pakuje! Nie mieliśmy więc innego wyjścia i zadbaliśmy o to, żeby ciął i golił jak przystało na chłopaka z Ferajny. Sontek jest perfekcjonistą i marzycielem, który nie zwraca uwagi na takie przyziemne rzeczy jak czas. Dlatego jego pierwsze strzyżenia pod naszym okiem były naprawdę niezłe, ale zajmowały mu nawet po 3 godziny (tak to się kończy jak zajmuje się osobno prawie każdym włoskiem )! Na szczęście nauczyliśmy go właściwych technik i organizacji pracy. Teraz wszystko jest tip top! A jeśli lubicie punk’n’rolla to sprawdźcie Poison Heart, zespół, w którym Sontek gra na gitarze (możecie pamiętać ich z występu na naszych urodzinach).